GenesisX GenesisX
165
BLOG

Pierwszy poważny błąd Trumpa czyli kontra świata liberalnego.

GenesisX GenesisX Polityka Obserwuj notkę 17

Nie minął nawet ósmy dzień jego prezydentury, a Trump spłodził szósty już dekret, który miał być kolejnym tryumfalnym dowodem realizacji obietnic wyborczych. A który okazał się pierwszą, wielką porażką.

Tak się stało, bo na wniosek trzech stanów i 97 wielkich amerykańskich koncernów ( Microsoft, Apple, Uber, Facebook, Neftlix, Twitter itp. ) zwykły sędzia federalny ze stanu Waszyngton zdążył już zawiesić ten dekret w całych Stanach ( tak to tam działa!), a sąd apelacyjny w San Francisco odmówił w zeszłą niedzielę nowej administracji przywrócenia jego działania, więc Departament Stanu, jak niepyszny, musiał potwierdził cofnięcie decyzji Prezydenta. 

I zapowiada się, że Trump, rozpoczętą z przytupem, batalię z władzą sądowniczą, przegra.

Po pierwsze dlatego, że ma ona tam bardzo mocną pozycję, o wiele bardziej niż, nie przymierzając, u nas. Wściekła twitterowa reakcja Trumpa, po niekorzystnej dla niego decyzji sędziego Robarta w zeszły piątek, że blokada przez jednego człowieka woli amerykańskiego ludu jest skandalem, może okazać się przeciw skuteczna, a z pewnością nie przekona do 45-tego prezydenta USA tych, którzy do tej pory nie byli do niego, i to mocno, przekonani.

Po drugie ów dekret po prostu łamie Konstytucję, która także jest tam świętością. 

Rządzenie przez dekrety nie jest czymś szczególnym dla amerykańskich prezydentów.

By jednak nie mieć problemów, które sprokurował sobie Trump, starali się oni spełniać przy tym dodatkowo dwa warunki. Po pierwsze tak je przygotowywali, by sąd nie mógł się do niczego przyczepić i dlatego dotychczas wygrywali 83% ich zaskarżeń.

Po drugie wydawali przede wszystkim dekrety, które moglibyśmy porównać do rozporządzeń naszego rządu. Starali się natomiast oszczędnie gospodarować z wydawaniem prawa bardziej zbliżonego do ustaw, też z tego powodu, że jest to bardziej prerogatywa władzy ustawodawczej czyli Kongresu, i chociażby z tego powodu podlega silniejszej kontroli sądowej.

Sławetny dekret antyimigracyjny należy właśnie do tego drugiego typu dekretów, bo w gorącej wodzie kąpany Trump nie chciał czekać na decyzję Kongresu, kilka pewnie miesięcy, tylko od razu pragnął pokazać swojemu elektoratowi, że realizuje obietnice wyborcze. Albo, co byłoby jeszcze ciekawsze, kongresmeni republikańscy po prostu mu odmówili.

No i nadział się na kontrę, bo ten dekret jest fatalnie przygotowany i bardzo łatwo daje się w sądzie obalić. Łamie konstytucyjne wolności jak zakaz dyskryminacji z względu na narodowość czy wiarę, odbiera prawa nabyte, naraża firmy i obywateli amerykańskich na straty. I nie  wiadomo przed czym zabezpiecza, tak naprawdę, ten durny dekret, bo nikt z zamachowców 11 września czy z późniejszych aktów terroru w USA i Europie nie pochodził z Sudanu, Libii, Somalii, Syrii, Iranu, Iraku, czy Jemenu, natomiast wielu pochodziło z Arabii Saudyjskiej czy Egiptu, które nie znalazły się na trumpowskiej czarnej liście.

Zapowiada się więc, że walka o przywrócenie dekretu, jeśli w ogóle pomyślna, będzie bardzo długa. Bo może się skończyć w Sądzie Najwyższym, a tam wynik też nie będzie pewny, bo po pierwsze obecny nominant Trumpa nie musi się zachować po myśli pryncypała.  Po drugie może jeszcze długo być przez Senat nie zatwierdzony, skoro Demokraci zapowiadają blokadę w tej sprawie, do czego mają co najmniej moralne prawo, skoro nominant Obamy czekał rok i to bezskutecznie.

Batalia sądowa będzie więc długa, dekret nie będzie działał, a w kraj pójdzie info, że Trump nie potrafi rządzić, zgodnie z prawem i Konstytucją oczywiście, a do nowych wyborów zostaje już mniej niż 4 lata. I teraz, opozycja, a jest ona rekordowa w historii USA w stosunku do nowego prezydenta (  w końcu przegrał wybory z Clinton  trzema milionami głosów! ) i zwykli ludzie, którym Trump zalezie za skórę, będą bardziej ośmieleni sięgając po odsiecz ze strony władzy sądowniczej, co dobrze Donaldowi nie wróży i w każdym razie znakomicie ogranicza jego pole manewru. A w prowadzeniu polityki, polegającej głównie na kompromisach, nie wygląda on na mocarza.

Dodatkowo atakami na władzę sądowniczą zmniejsza sobie tylko szanse wygranych w sprawach mu wytaczanych i które on będzie wytaczał.

Wygląda na to, że ktoś wykorzystał niedoświadczenie polityczne Trumpa i jego napalanie się na sędziów, bo znane jest umiłowanie Donalda do procesowania się za wszelką cenę. Ale tym razem porażki, a nawet klęski,  nie da się schować i zamaskować przed opinią publiczną, jak to czynił z sukcesem  w sprawach prywatnych, a co widocznie także  zachęciło go do rozpoczęcia tej beznadziejnej walki.

Może próbować robić nagonkę na władzę sądowniczą, ale po pierwsze ma ku temu o wiele mniej środków, niż na przykład obecna władza w Polsce, a po drugie musi uważać żeby z tego powodu nie zrobili mu impeachmentu. A jak widać mają na to ochotę nie tylko demokraci z Kongresu, skoro jego republikańscy doradcy nie odwiedli go od podpisania tego dekretu.

I na koniec.

Jakoś dziwnie zbiega się owa wpadka Trumpa z inną kontrakcją świata liberalnego wobec "tradycjonalistycznego", w postaci ostrej reprymendy ze strony Komisji Europejskiej wobec pisowskiej władzy i to w przeddzień wizyty Merkel w Warszawie.

Ale może to tylko przypadek!? :)




GenesisX
O mnie GenesisX

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka